Kocham i nienawidzę ludzi

Słowa nienawidzę ludzi to jedne z częstszych wyrażeń, które padają z moich ust. Niezwykle irytują mnie postawy niektórych osobników, a jednocześnie pragnę pokoju i szczęścia dla wszystkich. Bez tematycznie i krótko o tym, dlaczego nie możemy tego osiągnąć.

Pazerność

Pieniądz wiele żąda od swego właściciela – zabierze mu nawet duszę, jeśli nie będzie na siebie uważał napisał w jednej ze swoich książek Trygve Gulbranssen. Czasem przeglądam różne sklepy internetowe i widzę te piękne rzeczy. Pragnę je posiadać. Potem zaczynam się zastanawiać: czy one są mi rzeczywiście potrzebne? Pieniądze nie są w życiu najważniejsze. Oczywiście, są ważne. Nie można mówić o godnym życiu jeśli nie są zaspokojone nasze podstawowe potrzeby. Nie rozumiem jednak ludzi, którzy całe życie poświęcają pieniądzowi. Zaniedbują rodzinę, relacje, zdrowie, oszukują, motają i krzywdzą innych byleby tylko mieć więcej.

Chamstwo

Każdy z nas ma czasem gorszy dzień. To wręcz niemożliwe (i niezdrowe!) być nieprzerwanie szczęśliwym. Nie powinny jednak ucierpieć na tym osoby, które przypadkiem znalazły się na naszej drodze: pani kasjerka, pasażer jadący tym samym tramwajem czy inna osoba, która akurat trafiła na naszą wzmożoną nerwowość. Przypomnijcie sobie, ile razy nakrzyczeliście na panią w sklepie, bo nie brakło towaru, nawet jeśli nie była to jej wina? Ile razy konduktor oberwał za opóźniony pociąg mimo, że nie miał na to wpływu? Codziennie ktoś gromi mnie wzrokiem godnym mordercy, wpycha się przede mnie wsiadając do autobusu czy przejeżdża mi pod nosem na pasach. Dlaczego jesteśmy dla siebie tacy niemili?

_Anything that getsyour blood racingis probably worth doing._

Monitoring osiedlowy

Znacie to określenie, prawda? Wbrew pozorom nie odnosi się tylko do starszych pań monitorujących okolice bloku. Według mnie są to wszelkie osoby, które nadmiernie interesują się cudzym życiem. Sąsiad z góry zrobił remont, sąsiadka była ostatnio w szpitalu a temu młodemu małżeństwu urodziło się dziecko. Czasem zastanawiam się, dlaczego aż tak interesuje nas życie innych. Zamiast skupić się na sobie, swojej rodzinie i swoich pasjach skupiamy się na innych. Plotkujemy i uprzykrzamy życie innym. Po co?

 

Opublikowano Bez kategorii | Skomentuj

Qvo vadis, nowe pokolenie?

Muszę przyznać, że uwielbiam czytać komentarze na facebooku. Znajomi twierdzą nawet, że przyciągam dramy. Jednak jest jedno wyrażenie, które działa na mnie jak płachta na byka. Są to słowa kiedyś było lepiej. Nie umiem obok tych słów przejść obojętnie. Nowe pokolenie, broń się!

Za komuny było lepiej

Kiedy mówimy o nowym pokoleniu (inaczej tez milenialsi lub pokolenie Y), mamy na myśłi ludzi urodzonych między 1980 a 2000 rokiem. Ich charakterystycznymi cechami są świetne orientowanie się w świecie technologii i niepamiętanie czasów PRL. I właśnie o te czasy się rozchodzi. Oczywiście, nie potępiam ludzi, którzy z sentymentem wspominają czasy swojej młodości – jest to czas wielu możliwości, bez zobowiązań i z głową pełną pomysłów. To normalne, że dla większości będzie to jeden z najlepszych, jak nie najlepszy okres w życiu. Nigdy jednak nie zrozumiem gloryfikacji Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej. Tak, to prawda, nie żyłam w tamtym okresie, ale znam go dobrze z opowiadań rodziców i dziadków. I szczerze, nie chciałabym żyć w tamtych czasach.

Po pierwsze: puste półki w sklepach.

Wyobrażacie sobie, że idziecie do sklepu a tam  nie ma waszych ulubionych płatków? Co byście zrobili? No jasne, poszli do innego sklepu. A wtedy? Nadal pamiętam miejsca praktyk mojego taty i wujostwa: masarnia, piekarnia, mleczarnia. Wszystko po to, by wykarmić dziewięcioosobową rodzinę, bo kartki nie wystarczały. Mój ojciec wspominał kiedyś znajomego, który na praktyki poszedł do huty aluminium. On dostawał kawałek metalu, ale przecież z tego nie zrobisz obiadu. Dlatego zostałem masarzem.

Po drugie: sytuacja polityczna.

Rzeczywiście – obecnie arena polityczna nie wygląda tak, jak byśmy chcieli, ale jest zdecydowanie lepsza niż kiedyś. Mamy wolność słowa, możemy w jakimś stopniu kontrolować poczynania naszych politycznych wyborów, a oni, dzięki wolności mediów nie są w stanie skrzętnie ukrywać przed nami swoich brzydkich występków. Możemy dziś bez problemu przekroczyć granicę państwa i przekonać się, jak żyje si w innych krajach, w przeciwieństwie do PRLu, w którym wmawiano ludziom, że w Stanach Zjednoczonych jest bieda, a Polska jest drugą na świecie gospodarką, mimo, że kraj był bardzo zadłużony.

Po trzecie: technologia.

Kojarzycie pewnie grup osób wylewających swój żal na Facebooku, jako to kiedyś dzieci potrafiły się bawić, a to na trzepaku, a to w gumę czy grać w piłkę, a teraz to tylko ten komputer i komputer. Naprawdę, nie wiem w jakim świecie żyją ci ludzie, może sami zatracili się w internetowej otchłani, przez co nie widzą nic ponad sieć? Mieszkam naprzeciwko placu zabaw i od rana do wieczora wysłuchuję krzyków bawiących się tam dzieci. Nijak nie sprawdza się tu teza, że nowoczesne technologie przejęły dziecięce umysły. Wręcz przeciwnie. To rodzice (wychowani w tych wspaniałych czasach!) najczęściej wysługują się telefonem czy komputerem, by zająć czymś dziecko. Nie raz już widziałam matkę wręczającą maluchowi smartfona, bo ten przeszkadzał jej w zakupach.

Dzisiejsze czasy i nowe technologie to multum możliwości. Nie należy się ich bać. Trzeba korzystać z dobrodziejstw przede wszystkim z głową. Dawne lata nie wrócą, a to, czy te obecne będą godne zapamiętania zależy tylko od nas.

Opublikowano Bez kategorii | Otagowano , , , | Skomentuj

Życzliwości na drodze

Prawo jazdy było dla mnie jednym z celów na liście rzeczy zrobienia po uzyskaniu pełnoletniości. Wizja niezależności i wolności przyświecała mi podczas stresujących egzaminów. I w końcu! Ten magiczny kawałek plastiku był mój. Miałam zostać królem szos, a zderzyłam się z szarą rzeczywistością. Pełną kurzu, betonu i brawury.

Zawsze życzymy sobie szerokości. Po dwóch latach podróżowania moim białym szaleństwem doszłam do wniosku, że powinniśmy życzyć życzliwości na drodze.

50 to za mało

Znacie ten moment, kiedy jedziecie samochodem i słyszycie tylko takie „ziuuuum”? Tak ten kierowca zapewne jedzie trzy razy szybciej niż wy i tak, na pewno łamie prawo. Bez wątpienia strąbi cię kiedy będziesz jechać przepisowo, wyprzedzi narażając zdrowie swoje i innych uczestników ruchu. Na pożegnanie zobaczysz tylko błysk odbijający się od karoserii. Zawsze zadaję sobie pytanie: po co? Szybciej pojeździć można sobie na torze, a nie stwarzać zagrożenie na publicznych drogach. Wyższa prędkość zdecydowanie wydłuża drogę hamowania. Nigdy nie wiadomo, co może niespodziewanie pojawić się na drodze. Pośpiech to także nie jest usprawiedliwienie. Wolałabym być spóźniona, niż winna odebrania komuś życia.

Na pewno się wcisnę

Uwielbiam takich. Oni zawsze mają o tyle więcej odwagi (lub głupoty) niż ja, że włączą się do ruchu nawet jeśli zmuszą innego kierowcę do położenia nogi na hamulcu. Nie obchodzi go, że właśnie jechałeś tym pasem. Teraz on chce nim jechać i wykorzysta do tego każdą okazję. Stanie w korku? Pojedzie innym pasem, by na końcu chamsko wcisnąć się w sznur samochodów. Ktoś go w końcu wpuści, prawda? Ten kierowca to typowy burak.

(Nie)widzialni

Noc sprawia, że każdy z nas jest na drodze mniej widoczny. W ciemnościach warto zachować szczególną ostrożność i zadbać o to, byśmy dla innych uczestników ruchu byli widoczni. Dlatego właśnie nie rozumiem pieszych (i nie tylko!) poruszających się, zwłaszcza w terenie bez oświetlenia, bez żadnego odblasku czy jakiegokolwiek znaku, że znajdują się na drodze. Sama miałam taką sytuację. Jechałam zwykłą, wiejską asfaltową drogą, było już dobrze po 22. Świateł ulicznych brak, więc zdać mogę się tylko na lampy samochodowe i odpowiedzialność innych osób na ulicy. Nagle przed moim samochodem wyłonił się rowerzysta. Bez odblasku, bez świateł. Szybko wcisnęłam hamulec i udało mi się wyhamować. No właśnie. Mi się udało, komuś innemu mogłoby się nie udać i chłopak wylądowałby w szpitalu. Piesi i rowerzyści, rozwagi! Kierowca naprawdę nie dostrzeże was w ciemnościach, a jak już, to może być za późno. Szanujmy siebie nawzajem!

Życzliwości na drodze

Chyba tego najbardziej pragnę wam życzyć. Bądzcie wyrozumiali, cierpliwi i na Boga, przestrzegajcie przepisów! Ktoś je stworzył z jakiegoś powodu, prawda?

Polecam kanał Polskie Drogi. Mam nadzieję, że te krótkie filmy wprawią was w refleksję.

Opublikowano Bez kategorii | Skomentuj

Klient nasz cham

Kiedy szukałam pracy przed rozpoczęciem studiów, postanowiłam, że rozejrzę się za etatem w sieciówce. Stwierdziłam, że to lepsze stanowisko niż to w gastronomii – spokojne i czyste. Jakże się przeliczyłam. Samo założenie, jak wyglądać ma praca w salonie odzieżowym jest w porządku. W porządku, jeśli założymy że w sklepie nie ma klientów, którzy pracę tę znacznie utrudniają. I nie mówię tu o zwykłym kupującym. Mówię tu o specyficznych gościach każdego sklepu, nie tylko tego z ubraniami. Jak to mawiało przysłowie – klient nasz pan, a raczej klient nasz cham.

Pozwoliłam sobie, na bazie doświadczeń moich i innych ludzi pracujących z klientem, wyróżnić kilka typów kupujących, którym klient nasz pan pomyliło się z klient nasz cham.

Cebularz pospolity

Chyba każdy z nas zna określenie Janusz oszczędzania. Niepozorny żart, stereotyp o Polaku, który za wszelką cenę chce zaoszczędzić. Z kurtki wystaje nitka? Chcę na to zniżkę. Ta koszulka jest brudna, obniżycie jej cenę? Płatne torebki? Co wy w tych sklepach wymyślacie, chcecie z człowieka ostatni grosz zedrzeć. Celowe przeklejanie metek czy brudzenie ubrań aby otrzymać rabat to norma. Jestem stałym klientem, może jakiś rabacik – słysysz widząc człowieka pierwszy raz na oczy. Gdzieś tam jest taniej – aż człowiek ma ochotę odpowiedzieć to idź kup tam, a nie zawracasz mi dupę.

Śmieszek podrywacz

Wiecie, płatność zbliżeniowa jest, hehe, taka śmieszna, ze zawsze trzeba powiedzieć młodej kasjerce zbliżymy się, hehe. I oczywiście nie może się obyć bez skomplementowania i zaproponowania spotkania. Wszystko byłoby w porządku, gdyby nie to, że takie propozycje padają od starszych wąsaczy.

Klient niemowa

Kiedy byłam dzieckiem, zawsze, gdy wychodziłam z domu, mama przypominała mi, bym wchodząc do domu koleżanki,  stosownie przywitała się z domownikami. Dlatego właśnie nigdy nie zrozumiem ludzi, którzy nie używają zwrotów grzecznościowych względem kasjera. Sytuacja wygląda tak: stoisz przy kasie, podchodzi klient, rzuca na ladę produkty i patrzy wyczekująco. Mówisz „dzień dobry”, a tu nic. Robisz swoją robotę, pytasz o formę zapłaty, a ten macha ci kartą przed oczami. Realizujesz transakcję, pakujesz zakupy, dziękujesz i żegnasz się, a delikwent chwyta zakupy i odchodzi szybkim krokiem. Czy to naprawdę taki problem powiedzieć  dzień dobry, kartą, dziękuję, do widzenia?

1500644675_by_Ascara

Spóźniony klient

Chyba nic nie burzy krwi pracowników jak klient, który wchodzi do sklepu pięć minut przed zamknięciem, chwyta garść wieszaków z ubraniami i pędzi do przymierzalni. Ja wszystko rozumiem i nie mam zamiaru wyganiać ludzi, którzy przychodzą w godzinach otwarcia sklepu, bo te pięć minut to nadal czas pracy sieciówki, ale chciałabym, aby szanowano mój czas. Praca w sklepie nie kończy się na zamknięciu rolety. Trzeba rozliczyć kasy, posprzątać sklep, przygotować raporty. Pracownikom daje się na to pół godziny, które często przekraczają przez spóźnionych klientów. A za nadgodziny, jak się domyślacie, firma nie płaci.

Cały świat to śmietnik

To chyba najbardziej wkurzający typ, bo skutki jego przejścia przez sklep są najbardziej odczuwalne. Taki osobnik nie ma żadnego szacunku do cudzej pracy. To nic, że przed chwilą ułożyłam idealnie wszystkie koszulki, on musi wyciągnąć tą spod spodu, a nuż rożni się od tej na wierzchu. Robi przy tym jeden wielki miszmasz, a ubrania nadają się do ponownego złożenia. Niestety i ta ostatnia nie odpowiada jego oczekiwaniom, więc idzie dalej z pustymi rękoma. Przemierzając salon nie ma oporów by nie podnieść papierka, który z jego rąk pofrunął na podłogę, rzucać szypułkami od truskawek, zostawiać puste butelki w przymierzalniach, foliówki z moczem czy zużyte prezerwatywy. Wydaje się niedorzeczne, ale to są (oprócz góry ubrań wywróconych na lewą stronę) rzeczy które niektórym udaje się znaleźć podczas sprzątania.

 

Nie chcę, żebyście mnie źle zrozumieli – lubiłam moją pracę a swoje obowiązki wykonywałam gorliwie, dla klientów, nawet tych niemiłych, starałam się być zawsze miła i uśmiechnięta. Może jednak ten tekst uświadomi komuś, że bez znaczenia gdzie ktoś pracuje, należy mu się szacunek, a zakupy to transakcja obustronna. Powiedzenie klient nasz pan to przeżytek. Nie pozwólmy, by klient nasz cham stało się rzeczywistością.

Jeśli chcecie więcej poczytać o nietypowym zachowaniu klientów, polecam funpage Beka z klientów

Opublikowano Bez kategorii | Skomentuj

Matka Boska Internetowa

Dzieci to nieodłączna część społeczeństwa. Każdy z nas był kiedyś dzieckiem i z pewnością większość z nas je ma lub będzie miało. Oczywiście, wychowanie latorośli to wielka odpowiedzialność, stąd wraz z pojawieniem się w Internecie przeróżnych forów i grup dla rodziców pojawił się też cień zaniepokojenia. Swoje oblicze zaczęły ujawniać matki z tzw. od pieluszkowym zapaleniem mózgu, prześmiewczo nazywane madkami. Kim są? Zaraz się przekonacie.

Cel: urodzić.

Feministki długo walczyły by kobiety nie tylko mogły nosić spodnie czy głosować w wyborach, ale też mieć pełną władzę na swoim życiem i nadać mu taki kierunek, jaki chcą, mieć prawo wyboru życiowej drogi i przestać być wyłącznie maszyną do rodzenia dzieci. Wiele typowo męskich zawodów zostało zdobytych przez kobiety dzięki czemu udowodniły, że pod względem intelektu nie są wcale gorsze od mężczyzn. I wtedy pojawiają się madki. Kobiety, które za życiowy cel obierają sobie urodzenie dziecka. Koniecznie poród naturalny i bez żadnego znieczulenia. I koniecznie pochwal się na forum jaką jesteś dobrą matką, bo przez 5 lat karmiłaś dziecko piersią. Szczerze? Współczuję takim osobom. Nie mam nic przeciwko świadomemu wybraniu roli matki i żony za swoją życiową drogę, ale nawet wtedy dana kobieta ma jakieś zainteresowania, hobby, pasje w których możne się realizować nawet nie pracując. A madki? Je charakteryzuje to, że… mają dziecko. Spróbuj z takim osobnikiem porozmawiać o czymkolwiek innym, niż jej maluchu. Nie da się. Za to bardzo chętnie dzieli się wszystkim dotyczącym smyka na przeróżnych portalach. Nawet jeśli jest to kupa.

comment_MhTn0pDE4gbVDA2QGlpCgsHxJ3OzW5uw

Zauważyłam, że z takimi kobietami często musi użerać się Ewa Chodakowska, polska trenerka fitness. Kobieta zbliża się do czterdziestki, przez co na jej social mediach coraz częściej pojawiają się komentarze, w których kobiety bezpośrednio mówią o tym, że powinna mieć już dziecko, że zegar biologiczny tyka i że brak pociechy czynią ją gorszą kobietą.

Po leki do lekarza? Czy ty to słyszałeś, Watsonie?

Medycyna nieustannie czyni postępy w walce z przeróżnymi ludzkimi schorzeniami. Dzięki badaniom ludzie cieszą się coraz dłuższym, wolnym od niedogodności życiem. Właśnie dlatego za każdym razem niezmiernie zadziwiają mnie osoby, które z ogromnym zawzięciem negują dotychczasowe osiągnięcia nauki, oskarżając lekarzy o współpracę z Big Pharmą. Niepokojące, prawda? Jeszcze straszniejsze, że ofiarami tych wierzeń są dzieci. Dzieci ludzi, dla których guru w dziedzinie leczenia jest mechanik – Jerzy Zięba. Dla niewtajemniczonych, jest to człowiek, który twierdzi, że raka można wyleczyć witaminą C. Brzmi wiarygodnie? Jasne, że  nie. Tak samo jak stwierdzenie, że szczepionki powodują autyzm. Lekarz, który odpowiedzialny był za takowe badania został opłacony, odebrano mu też prawa do wykonywania zawodu. Skąd bierze się więc tak ogromny brak zaufania do lekarzy? Dlaczego ludzie zamiast pójść do przychodni wstawiają posty na forach?

12963579_214881995549562_3430478897456419722_n18010779_406359339735159_5031912169010184529_n

Moje zrobi to lepiej

Twoje dziecko zaczęło chodzić? To nic, jej w tym wieku już biegało w półmaratonie. Twoje zaczyna mówić mama czy baba? Amatorka, jej w tym wieku wygłaszało pięciominutowe referaty na temat ochrony lasów w Puszczy Białowieskiej. Twoje dobrze się uczy? Cóż, jej mogłoby już iść na studia, ale na uniwersytetach boją się tego przebłysku geniuszu. Przykład może przerysowany, ale jakże znajomy, prawda? Widzisz dwie mamy siedzące na ławce na placu zabaw, ich pociechy wesoło zjeżdżają ze zjeżdżalni, a one się licytują. Moje jest lepsze, zabawniejsze, przystojniejsze, mądrzejsze. Jaki sens ma taka przepychanka? Nie od dziś wiadomo, że dzieci rozwijają się we własnym tempie. Jednak nie tylko umiejętności latorośli są przedmiotem sporów. Równie wysoko cenione są zdolności bycia dobrą rodzicielką. Nie karmiłaś piersią? Miałaś cesarkę? Szczepiłaś? Narzekasz na zmęczenie? Nie możesz nazywać się prawdziwą matką. Hej, kobiety. Jesteśmy tylko ludźmi. Każda z nas ma prawo być zmęczoną. Gdzie nasza kobieca solidarność?

To tylko dziecko

To chyba najczęściej podawany przez rodziców nieumiejętnie wychowujących swoje dzieci argument. Biega po sklepie jak szalone? To tylko dziecko. Drze się wniebogłosy w miejscu publicznym? To tylko dziecko. Dotyka obcych zwierząt? To tylko dziecko. Zagląda innym do talerza w restauracji? To tylko dziecko. Rozumiem, że dzieci mają swoje prawa i muszą się wyszumieć, ale pozwalanie dzieciom na wszystko może się źle skończyć. Nie tylko w danym momencie, gdy małe zrobi sobie fizyczną krzywdę. W przyszłości taka latorośl może wejść rodzicowi na głowę. Być może wtedy dostrzeże swoje błędy wychowawcze. W internecie też widać tego skutki. Rozjuszone madki klnące na sklepy, restauracje czy inne miejsca, które nie zapewniły dzieciom należytej opieki. Ale zaraz, one chyba nie są od tego?

Matka Boska Internetowa

Internet to praktyczna rzecz, w wielu wypadkach pomocna. W przypadku rodzicielstwa temat jest bardziej drażliwy. Bądźcie rozważni i nie wierzcie we wszystko co przeczytacie.

Opublikowano Bez kategorii | Skomentuj